Źródło |
Cienie to istoty rzadko spotykane w fantastyce czy literaturze... Istnieje powiedzenie, by nie bać się własnego cienia... ale czy tak się da? W końcu idąc ciemną uliczką w nocy – targa nami taki lęk, że nawet własny cień jest zagrożeniem! A pamiętacie czasy z dzieciństwa, gdy rodzice kazali Wam iść szybko spać, bo inaczej przyjdą po was potwory, beboki, cienie czy jeszcze inne kreatury nocy? Albo jak coś pod waszym łóżkiem czy w szafie zaszeleściło – czekaliście aż za chwilę coś z niej wyskoczy?
No cóż... idą Święta – a to czas zabiegania, wydatków, masy przygotowań i kupowania/dostawania prezentów :) Ja osobiście w ramach świąt chciałabym Was obdarować możliwością zdobycie fajnych nagród – bo w końcu w święta należy się dzielić i spędzać czas razem! Dlatego zapraszam Was na świąteczny konkurs ;)
Zasady konkursu:
- Organizatorami konkursu jestem ja Marcela Pomper – właścicielka bloga mirror-of--soul.blogspot.com oraz autorka Clarissa Black <Fanpage> zachęcam do polubienia.
- Fundatorem nagrody jest autorka Clarissa Black, której bardzo serdecznie dziękuję :)
- Konkurs rozpoczyna się od dziś czyli 15 grudnia 2014 r. i trwa do 31 grudnia 2014 r. (do północy).
- Wyniki zostaną ogłoszone w Nowy Rok – czyli 1 stycznia (w późnych godzinach).
- W konkursie mogą wziąć udział tylko osoby, które posiadają adres korespondencyjny w Polsce, gdyż wysyłka nagrody jest możliwa tylko na terenie kraju.
- Nagrodami w konkursie są: egzemplarz książki „Klejnoty elfów” Clarissy Black z autografem i dedykacją oraz kilkoma zakładkami <moja recenzja książki> (dla pierwszego miejsca) oraz dla wyróżnionego – plakat książki z dedykacją i kilkoma zakładkami.
- Zwycięzców będzie więc dwóch, którzy zostaną wybrani przez organizatorów (mnie i autorkę).
- Nagroda jest wysyłana Pocztą Polską, wraz z autorką nie odpowiadamy za zgubienie bądź uszkodzenie przesyłki.
- Osoby anonimowe również mogą wziąć udział.
- Zastrzegam sobie prawo do zmiany/edycji regulaminu.
- Aby wziąć udział w konkursie należy w komentarzu:
- zgłosić się przez standardowe "Zgłaszam się/Biorę udział" – lub co wam wena przyniesie (Wasza kreatywność jest bardzo interesująca :P)
- podać swojego meila do kontaktu w razie wygranej
- wykonać proste zadanie konkursowe:
„Lexi odwróciła głowę, by na niego spojrzeć. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Już parokrotnie widziała Cienie po Przemianie, ale z tym, co teraz działo się z Angelo, nie spotkała się jeszcze nigdy.
Hebanowe skrzydła, wyrastające z jego pleców były ogromne, z łatwością mogłyby objąć całą sylwetkę chłopaka. Wydłużone palce zakrzywione były niczym szpony drapieżnego ptaka. Czarne znaki, które normalnie biegły od nadgarstków ku ramionom i zwijały się w stronę karku, teraz pięły się wyżej, po bladej szyi. Jednak najbardziej przerażająca w całej postaci Angelo była sama jego twarz. Bursztynowe oczy zalała fala atramentowej czerni, która pochłonęła nawet białka. Od ich kącików w stronę skroni biegły ciemne, jakby wycięte w skórze linie.
Lexi wpatrywała się w Angelo, jak zahipnotyzowana. Mimo że zagłębianie się w bezdennej otchłani jego czarnych oczu sprawiało jej niemal ból, nie mogła oderwać od nich wzroku ani na chwilę. Przeszło jej przez myśl, że tak właśnie musi wyglądać Edimm, pierwszy Cień. Zrodzony ze strachu, otoczony ciemnością – najwierniejszą towarzyszką. Pałający rządzą mordu czarny mściciel.”Lęk – to niekontrolowana reakcja organizmu człowieka, która pojawia się na widok niebezpieczeństwa, poczucia zagrożenia. Zazwyczaj spowodowany jest bardzo wybujałą wyobraźnią, myślami czy też naszymi wyobrażeniami...
Lęk to bardzo ciekawy stan, bo przecież każdy z nas jest inny – zatem również każdy z nas ma inne lęki. Jeden boi się jadowitych pająków, drugi, że któregoś dnia coś stanie się z jego książkami...
Jednym z głównych bohaterów „Klejnotów elfów” jest Cień – Angelo. Stworzenia te po przemianie wywołują strach we wszystkich – nawet istotach magicznych. W Cathy (głównej bohaterce) wywołuje lęk przy pierwszym spotkaniu... i nie tylko przy pierwszym...
Zapewne Wy, gdy byliście dziećmi mieliście wiele lęków – w końcu im człowiek młodszy, tym bardziej niepewnie stąpa po ziemi... Fantazje, koszmary, lęki... Dlatego właśnie Waszym zadaniem jest przypomnieć sobie Wasz największy lęk z dzieciństwa i przedstawić go nam w dowolnej formie. Czy z biegiem lat minął, czy może jednak dalej w Was siedzi?
Pamiętajcie – liczy się kreatywność, pomysłowość i ciekawa kreacja własnego lęku. Niech wasza główka popracuje – wraz z autorką zostawiamy Wam szerokie pole do popisu, rzucając tylko słowami: lęk z dzieciństwa ;)
Pokażcie na co Was stać!
- Dodatkowo można (ale nie trzeba) umieścić baner konkursu na blogu/facebooku, czy też dołączyć do grona obserwatorów oraz fanów .
Baner konkursowy:
A jaki TY miałeś lęk w dzieciństwie?
Przedstaw go nam i wygraj nagrodę!
Przedstaw go nam i wygraj nagrodę!
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńMartynasp4@op.pl
W dzieciństwie miałam wiele lęków. Jednym z nich był strach przed ciemnością. Bałam się zasypiać w ciemnym mieszkaniu. Wiele osób w tym stanie wolałoby chociaż pozostawić otwarte drzwi, by w razie potrzeby móc zawołać rodziców, ale sama myśl na ten temat powodowała ciarki na mych plecach. Spoglądając na ciemny korytarz za drzwiami miałam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował i tylko czekał aż zamknę oczy, by móc zrobić mi krzywdę. Wiszące tam kurtki łączyły się w ciemny kształt, a patrząc na niego czułam jak oblewa mnie zimny pot. Czasami zdarzało się mojej mamie zostawić lekko uchylone, zepsute drzwiczki do szafy, które ciągle się blokowały, a moje drobne rączki nie były w stanie same ich zamknąć. Chowałam się wtedy pod kocem, a głowę dodatkowo wsadzałam pod poduszkę, by się ukryć przed spoglądającymi z szafy oczami. Zasypiałam codziennie wyczerpana ciągłą walką z potworami mojej wyobraźni. Obecnie nie odczuwam takiego strachu, jednak mam drugi lęk, który, chociaż nie powodował takiego strachu jak ciemność, nadal we mnie tkwi. Są nim jeziora. Może z powodu zbyt wielu horrorów, a może dlatego iż naturalnym środowiskiem człowieka jest ziemia i boimy się nieznanego. Jednakże to zbiorniki wodne zawsze wzbudzały mój lęk. Oddalając się od linii brzegu mam wrażenie, jakby jakaś nieznana siła chciała mnie wciągnąć pod powierzchnię. Oplatające się dookoła kostek i łydek śliskie wodorosty sprawiają iż czuję się zapędzaną w pułapkę, bezbronną zwierzyną. Chociaż wiem, że to bezpodstawne przeczucie, to i tak za każdym razem powraca. Może za rok, dwa, dziesięć to minie, ale w tym momencie nie wyobrażam sobie swobodnych wakacji na mazurach.
zgłaszam się:)
OdpowiedzUsuńpatrycjafilipowicz@interia.pl
jako dziecko strasznie bałam się dwóch rzeczy: zastrzyków i dentysty. kiedy tylko w mojej podstawówce ogłaszano szczepienia wpadałam w panikę. nie byłam jednak dzieckiem które grzecznie poddawało się woli dorosłych lecz zawsze starałam się uciec. i to dosłownie. kiedy nadszedł sądny dzień po prostu uciekałam ze szkoły (mieszkałam w małej wiosce, otoczonej polami, lasami). miałam wówczas kilka lat i w sumie dużo chyba sprytu bo udawało mi się znaleźć dobre kryjówki lub po prostu uciec dorosłym: dziś wydaje mi się komiczne, kiedy przypomnę sobie taki oto obrazek: kilkuletnia ja (drobna i niska) ucieka po jakiejś budowie a za mną panie wychowawczynie z klas 1-3. trochę się ze mną naużerały.
był jeszcze strach przed dentystą a wziął się on z takiego powodu: kiedy byłam mała oglądałyśmy z moją siostrą horror pt. Dentysta- film był dość stary, bodajże z lat 50-tych, ale zrobił na mnie olbrzymie wrażenie i byłam przerażona po seansie: przed oczami widziałam ofiary sadystycznego dentysty- zabójcy który mordował swoich pacjentów, rozcinał im usta i chował ciała do szafy. do dziś kiedy siadam na fotelu dentystycznym przed oczyma stają mi te straszne obrazy. brrr!
Chcę uczestniczyć! :) Biorę udział!
OdpowiedzUsuńkochamhogwart@spoko.pl
Jako mała dziewczyna zawsze bałam się ciemności oraz przechodzenia przez most. Tak, wiem, dziwne z tym mostem. Jeżeli przechodziliśmy przez niego, zawsze ktoś musiał mnie trzymać, inaczej nie weszłabym na niego, bojąc się, że cały most runie do rzeki. Dziś nie mam tego strachu, a gdy tylko przypominam sobie, że to właśnie most był moim koszmarem, śmieje się sama z siebie.
Jeżeli chodzi o lęk przed ciemnością to zaczął się tak, że gdy byłam mała, u babci, gdzie mieszka również moja ciocia, oglądaliśmy horror. Był on o wampirze, który zabijał i miał świecące w ciemności oczy. Gdy zasypiałam, zobaczyłam właśnie te oczy na lampie. Szybko krzyknęłam i schowałam się pod kołdrę krzycząc ,,TO WAMPIR! RATUNKU! ON MNIE ZJE!''. Ciocia szybko przybiegła i zapaliła lampę, a ja zobaczyłam, że nikogo tam nie ma. Następnie kiedy ciocia znów zgasiła światło, ponownie zobaczyłam TE oczy. Bałam się, że mnie zabije. Postanowiłam wtedy już nigdy nie obejrzeć horroru, ale jak to ja, dałam się namówić tydzień po tym incydencie. Oglądaliśmy Klątwe. W trakcie filmu musiałam iść do toalety i spotkałam ją. Stała sobie. Chciałam się wycofać, ale zamiast wbiec do pokoju, wbiegłam w ścianę, przez co upadłam i skuliłam się. Czekałam w korytarzu, aż ktoś po mnie nie przyjdzie i czekałam, aż do końca filmu w towarzystwie samej Klątwy. Tak szczerze? Do dziś boję się ciemności, ale nie tak panicznie jak kiedyś. Staram się pokonywać własny strach,a jak mówi cytat ,,nie boimy się ciemności, boimy się tego, co w niej jest'' :)
Pozdrawiam, Altaria! :)
M. ja nadal mówię, że za trudne :P
OdpowiedzUsuńZłapałam wenę za ogon i namazem w ten drugi, świnteczny dzień ^^
angelika1000@op.pl
Mam fobię; strach przed byciem tą przeciętnością, którą widzę za oknem. Mam taką fobię, więc kolekcjonuję śmieci. Nikt normalny śmieci nie zbiera.
Biegałam od jednego miejsca świata do drugiego krzycząc, że nic nie rozumiecie, niczego nie widzicie, nigdy nie dostrzeżecie. Oślepił was czas. Zmory przypadków, które powodują, że muszę wyglądać jak inne dzieci, zachowywać się podobnie, tworzyć to samo. Bawić się lalkami, potem pomagać mamince w kuchni. To śmiać się do babuni, tu grzecznie stać w kościele, bo tego wymaga się od kilkulatki z napęczniałym ciałem i oczami demona.
Tego się bałam najbardziej w końcu, że zgubi mnie szara masa. Że zostanę ustawiona w szeregu i nakleją mi na plecy numerek z identyfikatorem. Będę jak nakręcana zabawka. Podobna do marionetki, w końcu porzucą mnie, bo nie spełnię ich wymagań. Dziwnych, irracjonalnych, odtwórczych - swoich. Narzucone zasady wbiły we mnie swoje szpony, krew miały zamiar wyssać. Pozostały do dziś. Tak myślę, że ta fobia wypierała ze świadomości inne, dziecięce lęki. Zupełnie jak odrzucenie. Korelowały one w moim małym mózgu, kreując chłopczycę, butnego dzieciaka, samotnika. Ot, przyjemna „nadwrażliwość”, nie powiem, siedzi mi nadal na ramieniu ^^
*bu... tak nieskładnie...*
zgłaszam się! :D
OdpowiedzUsuńnati16091999@gmail.com
Dawno, dawno temu było małe dziecko, które lubiło słuchać opowieści taty na dobranoc. Pewnej zimowej nocy tatuś opowiedział swojej córeczce opowieść o pewnych tak zwanych ,,utopkach''. Mówi o ich wybrykach jak robiły kawały ludziom. Dziewczynka przestraszyła się najbardziej opowieść, że utopki mogą przenieść cię na drzewo, kiedy ty idziesz spokojnie ulicą. Tata opowiadał też, że te stworki mogą być wszędzie. Mogą nawet kręcić się w pobliżu, więc przestrzegał ją, żeby byłą grzeczna. Od tamtej pory dziewczynka boi się ciemności i iść sama do łazienki po ciemku, bo boi się, że te małe niegrzeczne stworki ją zaatakują i wywiną jej taki kawał, że nie będzie mogła się pozbierać.
Tak kocham opowieści swojego taty na dobranoc :D I nie żeby co - teraz nie wierzę w te stworki xD ale ciemności się nadal boję >_<
Biorę udział :) ~ julia.boruszewska@gmail.com
OdpowiedzUsuńKiedy byłam dzieckiem miałam trzy lęki które pamiętam do,dzisiaj:
1. Bałam się zasypiać sama. Zawsze darłam się w niebogłosy kiedy nikogo nie było przy mnie kiedy zasypiałam. Moja mama, zmęczona ciągłym przesiadywaniem przy moim łóżeczku, kupiła ogromnego misia i sadzała go w rogu pokoju, tak żebym go widziała ale nie poznała że to nie ona. Misio do dzisiaj zajmuje honorowe miejsce na szafie ;)
2. Byłam przerażona na myśl że mam usiąść na kibelku. Bałam się że wyjdzie z tamtąd jakaś ręka i wciągnie mnie do środka i zostanę na zawsze uwięziona w ciemnej róże pełnej wody. Teraz wydaje mi się to tak irracjonalne że zastanawiam się jak coś takiego powstało w głowie małego dziecka.
3. Trzeci lęk był chyba najdziwniejszy (a może i nie ?). A mianowicie bałam się że zostanę zmiażdżona przez obrotowe bramki w sklepach, więc przechodziłam przejściem dla wózków. Brat nadal nie może mi tego darować :D
Całuski
~Julia
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuńwoojteek@onet.eu
https://www.youtube.com/watch?v=gjvq3ePGDMc&feature=youtu.be
Zgłaszam się:)
OdpowiedzUsuńmaja.pawlicka,mp@gmail.com
Nie otwieraj oczu. Nie otwieraj oczu. Mówię do siebie w myślach. Czuję drżenie na całym ciele. Po kręgosłupie przebiega mi tysiąc małych, pracowitych, kąsających mrówek, które kierując się ku głowie sprawiają że włosy podnoszą się. Nie otwieraj oczu. Oddycham coraz głośniej, coraz ciężej. Świszczę jak stara lokomotywa napędzana węglem. Jak wiatr próbujący dostać się do mieszkania małą dziurką w oknie. Zakładam kołdrę na głowę. Ona mnie obroni- myślę. Jest moją tarczą. Słyszę hałas. Stukot małych palców o drewniane biurko, które dostałam od babci jako prezent na 5 urodziny. Stuk, Stuk. Idę po ciebie- zdaje się mówić. Czuję się jak zahipnotyzowana. Zdejmuję z głowy kołdrę. Jestem w transie. Pozbywam się mojej jedynej broni. Nie otwieraj oczu. Ale muszę, m u s z ę je otworzyć. Czuję go, jest tuż obok. Jego niewyraźna postać przypomina mgłę. Góruje nade mną pochylając się i bezwstydnie patrząc mi w oczy. Łypie na mnie swoimi małymi ślepiami, które wyglądają jak rozżarzone węgielki. Z szarej masy wyłania się dłoń, która zakrywa mi usta. Uśmiecha się do mnie. Nie jest to uśmiech przyjaciela. Tak uśmiecha się zwycięzca, myśliwy nad swoją ofiarą. Nagle jego twarz wykrzywia się nienaturalnie. Staje się długa. Usta i oczy zamieniają się w czarną otchłań gotową zabrać mnie do tej czarnej, mrocznej doliny o której wszyscy starają się nie myśleć. Umieram. Zamykam oczy. Czekam. Nagle słyszę kroki głuchy odgłos kroków na schodach. Drzwi otwierają się z impetem.
- Kochanie zapal sobie lampkę nocną – mówi. To mama myślę. Otwieram oczy. Potwór znika.
poprawiam adres:)
Usuńmaja.pawlicka.mp@gmail.com
Zgłaszam się :)
OdpowiedzUsuńxdnatala@gmail.com
Bez bicia przyznaję się, że jestem strachliwa i jest dużo rzeczy, których się boję - owady (a także pająki - okropność!), zamknięte pomieszczenia (chociaż klaustrofobia to jedna z rzeczy, które próbuję w sobie zwalczyć) i mnóstwo innych, dziwnych lub nie dziwnych lęków. Ale nigdy nie zapomnę owego pamiętnego dnia, kiedy twarzą w twarz stanęłam z moim największym lękiem - wysokością. Razem z paroma przyjaciółkami wybrałyśmy się wtedy do parku linowego (dalej drżę na samą myśl o tym miejscu ;)) i... poszłyśmy na tyrolkę. Z początku próbowałam nawet oponować, mówiłam, że z moją fobią to się nie uda, ale moje koleżanki należą do upartych istot. Więc z westchnieniem powlokłam się za nimi. Przekonywałam siebie, że to nic takiego, chwila zjazdu, ale i tak kiedy w końcu doszłyśmy na miejsce żołądek podszedł mi do gardła. Jeszcze wtedy, przyszedł mi do głowy mądry pomysł o pozostaniu na ziemi, ale natychmiast po tym, jak się nim podzieliłam, zostałam obrzucona gradem morderczych spojrzeń, więc pod ich ostrzałem, w końcu założyłam sprzęt. Instruktor dokładnie wyjaśnił, jak się zjeżdża, trzyma liny i na koniec, łapie, znajdującej się na końcu trasy drugiej liny, tak, by móc zejść z tyrolki. Kiedy zostałam już tylko ja, na drżących kolanach, powoli podeszłam do początku trasy. Szybciej, niż to powinno, byłam już przymocowana do sprzętu i nadszedł ten moment. Wahałam się długą chwilę, rozważałam wszelkie możliwe scenariusze śmierci na wysokości i w końcu skoczyłam. Za nic nie potrafię wyrzucić z pamięci tego, jak najpierw na twarzach moich koleżanek pojawiło się zdziwienie, a zaraz potem... szeroki uśmiech, kiedy z szalonym okrzykiem "aaaaaaaaaa" przemierzałam całą trasę. Z początku, nawet dało się przywyknąć do tej jazdy, ale zabójcza prędkość skutecznie utrudniała mi czerpanie jakiejkolwiek przyjemności z tego. Ale końcówka z moimi paroma nieudanymi próbami złapania liny końcowej, to było coś... okropnego. Gdy w końcu opuściłam owo miejsce mojego upokorzenia, pierwsze co ujrzałam, to koleżanki śmiejące się do łez z mojego zjazdu. Potem usłyszałam tylko: "Świetnie ci poszło, nasz Tarzanie" i dłużej nie wytrzymałam - zaczęłam się śmiać razem z nimi.
Pozdrawiam! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBiorę udział :)
OdpowiedzUsuńdana1403@interia.pl
Każdej nocy,kiedy gasło światło, szukałam wzrokiem po ścianach i nie tylko po ścianach ale wszędzie, czegoś, co przypominało oko. Potem drugie oko, nos i tworzyłam w wyobraźni głowę. Takich głów było całe mnóstwo, były też takie co przerażały, ale wtedy zamykałam oczy i wymyślałam inną postać, która przemieniała złe w dobre postaci.
Drugi lęk z dzieciństwa to sen o schodach. Zawsze kiedy już zasypiałam, śniły mi się schody. Schody były wysokie i strome. Wchodząc na nie, trzymałam się mocno wszystkiego co mogłam uchwycić, a czasem wchodziłam na czworakach. Kiedy już wdrapałam się na sam szczyt, gdzie został ostatni stopień ja chcąc zrobić ostatni krok, moje ciało odchylało się do tyłu i zaczynałam spadać.Spadałam bardzo długo, ale nigdy nie zdążyłam upaść, bo przed upadkiem budziłam się z płaczem i zlana potem.
Dziś nie miewam takich snów, chyba już z tego wyrosłam :)
POZDRAWIAM
A jakże :) biorę udział
OdpowiedzUsuńola291998@wp.pl
Kiedy byłam mała, panicznie bałam się pająków, wszelkiego robactwa i tego, co ma odnóża. Po horrorach zawsze musiałam się do kogoś przytulać, siadać na środku łóżka, tak by żadne wyimaginowane ręce (lub nie daj Boże potwory! ) mnie nie dosięgły.
Teraz jestem już nieco starsza, ale fobie wcale nie zniknęły, jedynie upchnęły się w zakamarki mojej świadomości i wychodzą każdej nocy, przy każdym cichym szeleście, kiedy niczego nie jestem pewna i mój mózg sam układa sobie przeróżne scenariusze. Strach raz zakorzeniony, już nie pozwala się wyrwać, trwa w naszej podświadomości do końca. Nad częścią nieco zapanowałam, ale są też takie, które mogą mnie zniszczyć, jeśli tylko im na to pozwolę.
Wyjątkowy lęk budzi we mnie samotność. Samemu nic nie można zdziałać. Jeśli się zaczniesz bać, strach obezwładni twoje ciało i zacznie je pożerać kawałek po kawałku. W samotności wszystkie potwory ozywają i wyciągają swoje szpony, żeby tylko posmakować twojego przerażenia, a twoja wyobraźnia podsuwa ci krwawe obrazy. Gdy jesteś sam, nikt ci nie przyjdzie z pomocą. Zostajesz ty wraz z obślizgłymi mackami owiniętymi wokół twojego ciała, zacieśniającymi się coraz mocniej z każdą chwilą. Jesteś sam na sam ze swoją paranoją.
Strach wywołuje u mnie również śmierć. Ale nie postać, tylko myśl o niej- szczególnie towarzysząca nieświadomość. Zastanawiałaś się kiedyś, jak będziesz umierać? Czy będzie to szybkie przejście na tamten świat czy może długotrwała męka? Tego właśnie się obawiam (a myśl ta towarzyszy mi trwale). W dzisiejszych czasach ludzie umierają latami w cierpieniu, czasem w samotności. To smutne, przerażające i prawdziwe.
Z tym wiąże się również zapomnienie- mój ostatni lęk. Nie chcę, żeby ludzie, gdy już opuszczę ten świat oczywiście, przestali o mnie pamiętać, mówili: „co się stało, to się nie odstanie”. Pragnę, by zachowali mnie w pamięci, nawet jeśli może to być bolesne, moze i jestem egoistką. Jednak jeszcze gorsza jest perspektywa, kiedy to ja zapomnę o osobie, która darze największym uczuciem, gdy nie pozostanie po niej nic, co świadczyłoby o jej życiu i trwaniu przy mnie.
Zgłaszam się :)
OdpowiedzUsuńlolita21.99@o2.pl
W dzieciństwie jak to każde dziecko wyobrażałam sobie rzeczy które wydają mi się teraz, z perspektywy czasu absurdalne i śmieszne, ale kiedyś dręczyły mnie po nocach, a niektóre nawet w dzień. A oto trzy najdziwniejsze z nich:
1) Jednym z moich strachów była pościel. Jako mała dziewczynka uważałam marszczenia i zagięcia na kołdrze czy poduszce za robaki, które chcą poodpełznąć do mnie.
2) Kolejnym momstrum były grzyby. Bałam się ich dotykać, a o jedzeniu nie było nawet mowy. Gdy mój brat mnie nimi straszył uciekałam i krzyczałam na cały głos.
3) Ostatnią zmorą była maska świętego Mikołaja. Była cała plastikowa, z brodą ze sztucznych włosków i miała wycięte jedynie miejsce na oczy i usta. Jak któryś z domowników ją założył, to ja przed tą osobą uciekałam i oczywiście piszczałam jak szalona.
Dziś już tamte lęki odeszły, pojawiły się inne. Zajęło mi trochę czasu, aż pokonałam strachy mego dzieciństwa, namówiłam rodziców do pozbycia się maski "strasznego" Mikołaja. Po prostu człowiek musi pewne rzeczy zrozumieć, przemyśleć, wyrosnąć z nich.
Pozdrawiam :)
Biorę udział :D
OdpowiedzUsuńAnia_0970@wp.pl
Jestem lękliwą osobą, gdy byłam smarkata, nie mówię przez to, że jestem teraz dorosła, bałam się mnóstwa rzeczy, zaczynając od pająków, tego nigdy się nie wyzbyłam. Najciekawszym, ale i najsmutniejszym lękiem okryłam życie. Niestety bałam się czarnych mściwych oczu Śmierci. ZA każdym razem kiedy myślałam, że może mi ona odebrać to co najbliższe memu serce popadałam w udrękę. Dziwi mnie to, że takie małe dziecko jak ja wtedy potrafiło się zamartwiać czymś tak mu odległym. Cień miotał mną i burzył mi cieniutki grunt pod nogami. Fundamenty dopiero co postawione, chwiały się niebezpiecznie, nawet przy najmniejszym podmuchu wiatru. Naiwne dziecko. Powiedzmy, że tak. Wyobraźnia to niezwykła rzecz, nasz przyjaciel i wróg za razem. Wtedy sprawiła, że moje szczęście pryskało, dziś już chyba nie. Łatwo jest dziecku popaść w nerwicę, nikt wielce się nie przejmuje takimi wymysłami...Ono samo musi z tym walczyć... Pamiętam, że u mnie nie skończyło się to łagodnie. pastylki...to był sposób na dzieciaka ze strachem...Nie mam żalu...Po prostu bałam się stracić mamusię i tatusia. Los płata nam figle, dziś jest wręcz przeciwnie, uznaję Anioła Śmierci za mego przyjaciele, najsprawiedliwszy Pan, wydziela każdemu tyle ile jest wart. Zmiana jaka zachodzi w człowieku to niesamowity obiekt do obserwowania. Sam fakt zrozumienia dawnych lęków i porzucenia ich, jest nie małą atrakcją, wiem bo sama przeszłam coś, co zostawi we mnie ślad, do momentu, w którym przyjdzie po mnie ktoś, kogo wcześniej się bałam.
Pozdrawiam.
Chcę wygrać! ;) (tak, to moja nowa propozycja zamiast "Zgłaszam się")
OdpowiedzUsuńemail: gracja313@tlen.pl
Nic tam nie ma, myślę. Tak samo jak nie było wczoraj i przedwczoraj, i... jeszcze wcześniej.
Pewny siebie uśmiech rozjaśnia moją dziecięcą twarzyczkę. Chwilę później sięgam do klamki i powoli otwieram drzwi.
Ciemność atakuje moje oczy, przez co mój przedwczesny uśmiech spełza z twarzy. Rozglądam się nerwowo po znajomych zakamarkach, ale nie mogę przedrzeć się przez otaczający mnie mrok. Szybko pokonuję kilka kroków i po omacku chwytam kołdrę, drżąc w oczekiwaniu czy nie zobaczę pod nią czegoś.
Nic nie ma. Wypuszczam drżący oddech pełen ulgi. Próbując przekonać się, że wszystko jest w porządku, powoli przykrywam się kołdrą i przesuwam tak, aby dotykać ściany. Zamykam oczy w oczekiwaniu na sen, który nie nadchodzi.
Moje myśli wędrują w kierunku szafy stojącej niedaleko drzwi. Myślę o szafce znajdującej się kilka metrów ode mnie. O potworach, które się w nich czają. Moje „nic tam nie ma” kłóci się z wyobraźnią, instynktem i „coś tam jest”. W końcu dochodzi do tego, że wiem, że coś jest przy łóżku i mnie obserwuje. Czuję jego obecność. Swędzi mnie kark, przez co bardziej otulam się kołdrą. Czuję jak przyspiesza mój puls, kołacze serce. Przechodzą mnie dreszcze na myśl, że to coś za mną może się poruszyć, odezwać. I że ja to usłyszę. I dostanę niezbity dowód, że to nie tylko moja wyobraźnia, ale rzeczywistość.
Rozpaczliwie nakrywam kołdrę na głowę i cała się kulę. Nasłuchuję, ale słyszę tylko swój oddech. Nie, nie nasłuchuj, bo...!
Desperacko zaciskam powieki i zaczynam powtarzać słowa piosenki, której ostatnio uczyła się moja starsza siostra. Nie przykładam wagi do tego, co szepczę. Ważne jest to, że powtarzając znany tekst, unieruchamiam wyobraźnię, która w tej chwili stała się przekleństwem.
Po minucie jestem odważniejsza. Otwieram oczy i postanawiam stawić czoło wszystkim przeciwnością. Nie chcę być małą, kulącą się dziewczynką, bojącą się własnego cienia – lub cieni za nią. Zanim się rozmyślę, odwracam się od ściany i ściągam jednym ruchem kołdrę, wystawiając ciało na chłodne powietrze. Chwilę później oczy przyzwyczajają się do ciemności, ale nikogo nie ma przede mną. Dokładnie przeszukuję każdy ciemniejszy skrawek pokoju, ale nic nie ma.
Strach ma takie wielkie oczy. Jutro już będę o tym wiedziała i nie będę się bać.
Wyczerpana zmaganiem się z wymyślonymi potworami, zasypiam. Jednak na obrzeżach umysłu nadal pozostaje świadomość, że nie jestem sama w tym małym pokoiku.
Boję się...
Zawsze bałam się ciemności. Jako mała dziewczynka, ale również teraz zdarza mi się zerknąć parę razy za ramię, zanim znajdę się w łóżku. A i wtedy strachy z dzieciństwa nie zawsze chcą odejść.
Najgorsza jest ta przemożna chęć dostrzeżenia tego nieistniejącego. Gdy wydaje się, że coś kryje się poza zasięgiem twojego wzroku.
Boisz się patrzeć. Boisz się nasłuchiwać. Boisz się oddychać.
Chcesz tylko zasnąć i zapomnieć.
A w duszy modlisz się o światło.
Martyna G.
OdpowiedzUsuńmartynag.1990@wp.pl
Sen był moim lękiem.
Jestem na imprezie u znajomej. Dobrze się bawię. Gdy mija północ robi się ciemno, muzyka robi się coraz głośniejsza, ludzie śpiewają. Mi zaczyna kręcić się w głowie. Zamykam oczy. Gdy je otwieram ktoś ciągnie mnie za rękę. Idziemy między ludźmi. Przepychamy się. Wchodzimy po schodach. Na górze palą się świeczki. Widzę, że to jakiś chłopak mnie ciągnie. Nie mam siły uwolnić się z jego uścisku. Widzę jak ludzie dookoła mnie się ściskają i całują. Słyszę śmiechy. Wchodzimy do pokoju. Cisza. Ciemność. Ktoś pyta się: "Czy to już wszyscy". Inny głos odpowiada, że tak. Zapala się przyciemnione światło. Widzę 4 dziewczyny, którzy siedzą na fotelach. Przy oknie stoi odwrócony do nas plecami chłopak. Jeszcze 4 pozostałych stoi obok niego. Ich oczy świecą się dziwnym blaskiem. Chłopak, który mnie przyprowadził wskazuje mi fotel. Siadam. Gapię się na tego, która stoi przy oknie. Odwraca się powoli. Światło pada na jego twarz. Wydaje mi się znajoma, ale nie mam pojęcia, kim jest. Uśmiecha się do nas. Sama się uśmiecham. Jest piękny. Mówi, że zostałyśmy wybrane do gry spośród dziesiątek dziewczyn, które znalazły się na tej imprezie. Opowiada, że jest to gra, w której główną wygraną jest on. Uśmiecham się. Musimy pokonać labirynt. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Każda z pięciu dróg prowadzi do środka labiryntu, w którym znajduje się stos pełen drewna polanego benzyną. I ten, który pierwszy zapali stos wygrywa. Kiwa głową na chłopaków stojących za naszymi fotelami. Odwracam się do tego, który mnie przyprowadził. Wyjmuje z kieszeni różowe pudełeczko zawiązane złotą kokardką. Podaje mi je. Chcę je otworzyć, ale mówi, że otworzyć je możemy dopiero, gdy znajdziemy się przy stosie. Mówi, że w pudełkach znajdują się zapałki. Podchodzi do każdego z nas i całuje w usta. Gdy podchodzi do mnie robi mi się gorąco. Całuje mnie i życzy powodzenia. Robi mi się ciemno przed oczami. Gdy je otwieram znajduję się przy metalowych drzwiach. Stoi przy mnie chłopak, który przyprowadził mnie do tego dziwnego pokoju. Drzwi powoli się otwierają. Za nimi jest ciemność. Chłopak całuje mnie w dłoń. I puszcza. Wchodzę do środka. Idę przed siebie. . Nie odwracam się. Jest ciemno. Potykam się o coś. Podpieram się ściany. Dotykam czegoś miękkiego. Trzymam się blisko ściany. Mija kilka minut. Coś chrobocze. Miękkość na ścianie zamienia się w maź. Coś jęczy. Skręcam w lewo. Coś skrobie obok. Ranię sobie dłonie. Coś skoczyło mi na głowę. Krzyczę, zrzucam to z siebie. Biegnę. Potykam się. Upadam. W coś mokrego. Ból przeszywa mi ciało. Wstaję, idę dalej. Skręcam w prawo. Zauważam blask. Biegnę w jego kierunku. To żarówka świeci przy wyjściu z labiryntu. Widzę stos. Podchodzę. Wyciągam pudełko. Ręce mi się trzęsą. Próbuję zapalić zapałkę. Nie mogę. Zużyta. Gaśnie światło, zapada ciemność. Odwracam się, nasłuchuję. Cisza. Trzęsą mi się nogi. Jestem przerażona. Słyszę krzyk, który po chwili zamiera. Znowu cisza. Ktoś biegnie i znowu krzyk. Cisza. Ktoś gdzieś płacze. Po chwili błaga o życie. Słyszę tylko głośne: nie. Znowu cisza. Nie mogę złapać oddechu. Gdy słyszę ostatni krzyk, pełen przerażenia, czuję jak gorąco płynie mi po nogach. Ktoś idzie. Kroki są coraz bliżej. Prawie przy mnie. Nagle cichną. Rozglądam się, ale nic nie widzę. Słyszę szurnięcie. Coś jest blisko. Wbijam paznokcie w lewe ramię. Gapię się przed siebie. Czuję oddech na mojej twarzy. Czyjś oddech. Chcę się ruszyć, ale nie jestem w stanie. Kolejny oddech. Coś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie. Ostatnie co widzę do blask w czarnych oczach. Zwierzęcych oczach. To oczy tego chłopaka, który mnie pocałował.
Ja też :)
OdpowiedzUsuńE-mail : yumi18@wp.pl
Miałam- w sumie to mam dużo lęków. Ciemność, duża wysokość- to wszystko nadal mnie przeraża. Jednak w sylwestrowy wieczór przypominam sobie o lęku, który niestety nadal we mnie jest. Mówię o fajerwerkach. Nie tyle o ich wyglądzie, bo przecież pięknie wyglądają ich barwy na niebie. Tęczowe kolory- wszystko super. Huki i odgłosy nie są na tyle straszne jak to że znajduję się w pobliżu strzelania i nigdy nie wiem czy niebezpieczeństwo nie nadejdzie. Bo jak ochronić się w tak cudowną noc, gdzie wszyscy się cieszą i bawią. Najgorsze są wszelkie koncerty czy imprezy. Tłumy ludzi i dzieci, które trzymają rzymskie ognie. Pamiętam jak tata mi proponował- masz po prostu trzymaj. Nie byłam bardzo mała, więc nie chciałam za bardzo panikować. Wiedziałam i musiałam się jakoś bronić - protestowałam co mogło się wydać dziwne. Inni w moim wieku rzucali petardy, a ja obawiam się nawet zimnych ogni. To śmieszne ale czuję jak mnie parzą. Iskierki pochłaniają moje ciało. Więc teraz staram się z daleka obserwować jak mój tata strzeli swoje fajerwerki, a potem jestem pierwsza która mówi: już wracamy? Dzisiaj udało się szybciej wyjść i nie było jeszcze dużo fajerwerków. Więc o północy czeka mnie tylko patrzenie z okna, a tego się nie obawiam, bo jestem wtedy w domu bezpieczna wśród czterech ścian. Cieszę się że już nie muszę wychodzić na dwór jeśli nie chce. Wiem że jeśli będę się bała to nigdy nie pokonam lęku i może on ze mną rosnąć. Jednak przed tym naprawdę ciężko się obronić. Bo ludzi naokoło pełno i niewiadomo co się może przytrafić. Do tego jak słyszę różne historie o poparzeniach czy nawet śmierciach to serce skacze mi jak szalone. Na dzień dzisiejszy wyobrażam sobie siebie jako dorosłą osobę spędzającą sylwestra w domu pod kocykiem i z dobrą książką.