"Bez słów" Mia Sheridan



Bez słów



Autor: Mia Sheridan

Tytuł oryginału: Archer's Voice
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 30 marca 2016
Gatunek: new adult






Opis:

Czy są takie rany, których miłość nie zdoła uleczyć? 


Archer, obarczony niewypowiedzianym cierpieniem, mieszka w swojej samotni blisko lasu. Jest przekonany, że tylko tyle mu zostało. 

Do sennego, pobliskiego miasteczka przybywa Bree. Dziewczyna liczy na to, że w końcu odnajdzie rozpaczliwie poszukiwany spokój. Gdy spotyka Archera, jej początkowa nieufność zamienia się w rosnącą fascynację outsiderem. Próbując przedrzeć się przez warstwy niedostępności i dzikości, jakimi Archer przez lata zasłaniał się przed innymi, Bree powoli rozbiera go z kolejnych tajemnic. 
Czy budzące się w ciszy uczucie uwolni ich od bolesnej przeszłości?


Recenzja:

Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne.

Mia Sheridan jest znana przede wszystkim z romansów w kategorii new adult. Na swoim koncie ma już kilka bestsellerów, ale w Polsce nie jest jeszcze znana. Pierwszą książką, która ukazała się na polskich półkach była „Stinger. Żądło namiętności”, a w kolejnych miesiącach będzie można zaopatrzyć się w serię „A Sign of Love”. 

Bree ma już dość przeszłości, przeżywania na nowo tej samej historii od nowa i jeszcze raz i kolejny. Postanawia więc uciec od wszystkiego, co jej się przytrafiło i poukładać na nowo swoje życie. Tak oto trafia do malutkiego miasteczka w Maine 
– Pelion
. Znajduje pracę, poznaje nowych znajomych, flirtuje z nieznajomymi... aż w jej nowo co zbudowany świat, wkracza niedostępny i zimny Archer. Dziewczyna zaczyna interesować się odludkiem, który w samotności przez wiele lat krył wielki rodzinny dramat, o którym nikt w miasteczku już nie pamięta. Niepostrzeżenie Bree zaczyna stawiać coraz śmielsze kroki i z coraz większą determinacją, chce pomóc skrzywdzonemu przez los mężczyźnie. Ale czy dwoje ludzi niosących ból w sercu może się uszczęśliwić, czy tylko spotęgować uczucie cierpienia?

„Najgłośniejsze słowa to te, które sami przeżywamy.”

Ta książka intrygowała mnie już od swej zapowiedzi. Miałam wielką ochotę poznać jej wnętrze i gdy tylko dostałam taką możliwość – odłożyłam wszystko i zaczęłam ją czytać. Ale czy po lekturze byłam zauroczona?
Grafika promocyjna

Na samym początku lektury autorka przytoczyła legendę o centaurze Chironie oraz jego poświęceniu dla Prometeusza. I choć wydawało mi się dziwne, by właśnie takim fragmentem otworzyć książkę – po jej przeczytaniu mogę powiedzieć, że ten mit idealnie komponuje się z historią Bree i Archera, ponieważ motyw idealnie ukryty w powieści aż do końca pokazuje, że para bohaterów jest podobna do mitologicznego centaura.

Cała fabuła – jak można się domyślić po opisie z tyłu książki – opiera się na dramatycznych wydarzeniach przeżytych przez główną parę bohaterów, ich problemach, rozterkach oraz trzymaniu swojego cierpienia tak głęboko, by nikt go nie dostrzegł. Z pozoru dwie różne historie, łączą się w jedną spójną opowieść o morzu bólu. Tragedia, która przytrafiła się Archerowi, wznosi czytelnika na wyżyny współczucia dla niego. Aż chciałoby się go wyciągnąć z tej książki i porządnie przytulić.
Co bardzo mi się podobało – autorka powoli, odkrywa przed nami urywki zdarzeń, które zostawiły swe piętno na sercach pierwszoplanowych kreacji. Dlatego też książkę chłonie się bardzo szybko. Chęć poznania dalszego ciągu jest zbyt kusząca, by odłożyć lekturę na potem. 

„Nieważne kim jesteśmy, musimy radzić sobie z tym co przyniesie los, nawet jeśli okaże się gówniany, i obić, co w naszej mocy, żeby mimo to się rozwijać, kochać, mieć nadzieję... i wiar ę w to, że droga, którą podążamy wiedzie do jakiegoś celu.

Główni bohaterowie ogromnie przypadli mi do gustu – są to tego rodzaju postacie, którym od początku dopinguje się, by byli razem, ale by i zaznali w końcu szczęścia w życiu oraz znaleźli nadzieję. Bree emanuje tak sympatyczną aurą niesienia pomocy, ciekawości i oślim uporem, że nie da się jej nie polubić. Nie jest ani za lukrowa, idealna, niezdarna czy winiąca świat za całe zło. Jest naprawdę realistycznie odwzorowana! 
Zresztą Archer tak samo. W swej otoczce niedostępnego bezbronnego odludka, czai się nieposkromiona dzikość i pożądanie zrozumienia. Jest po prostu tak niewinny a jednocześnie skrzywdzony przez rzeczywistość i domagający się usłyszenia jego niemego krzyku protestu.
Grafika promocyjna

Powieść oprócz tragicznych zdarzeń, pokazuje też świat ludzi pozbawionych głosu, którym zostaje porozumiewanie się z otoczeniem bez słów. Człowiek taki ma życie niewyobrażalnie pod górkę, zwłaszcza jeśli najbliżsi nie znają języka migowego. Wydaje mi się, że autorka snując te opowieść chciała powiedzieć, że niemowa nie znaczy niewidzialny dla świata. Każdy człowiek jest ważny, co z tego że kontakt jest trudny? Jedni nie potrafią mówić, inni tańczyć – tacy już jesteśmy i trzeba siebie zaakceptować, takiego jakim się jest oraz dostrzec w sobie te pozytywne rzeczy.

„Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza. Dla mnie miłość to Bree.

Pisarka według mnie perfekcyjnie włada słowem pisanym. Stworzyła opowieść, która nie tylko była piękna, ale też pouczająca, wzruszająca i pełna rad dla każdego człowieka. Przez tę historię chce nam powiedzieć, że nie potrzeba słów, by znaleźć miłość i szczęście w życiu – wręcz przeciwnie – czasem po prostu powinniśmy na chwilę zamilknąć i wsłuchać się w to, co chce nam powiedzieć otoczenie. Kiedy skupiamy się na słowach, niejednokrotnie nie dostrzegamy tego co najważniejsze – sensu życia.

Książka – przynajmniej w moim odczuciu – jest troszkę podobna do „Maybe Someday” Hoover. Może to dlatego, że główni bohaterowie mają problemy z jednym ze zmysłów? A może dlatego, że czytałam jedną po drugiej? Przyczyny nie znam, ale przez całą lekturę „Bez słów” porównywałam obie historię. I jeśli miałabym wybrać, jednak to Hoover sprawiła, że ryczałam jak bóbr przez pół książki. Sheridan natomiast zauroczyła mnie bohaterami, ale łez nie wywołała.

Książka ta jest zdecydowanie warta uwagi, według mnie nawet nie powinniśmy przechodzić obok niej obojętnie. Zdecydowanie godna polecenia osobą lubiącym gatunek new adult, niebanalne romanse czy czytelnikom, którzy pokochali Maybe Someday Colleen Hoover czy Morze spokoju Katji Millay.
Jedno jest pewne – ta emocjonująca historia na pewno sprawi, że nie będziecie już tacy sami.


Book Trailer

Książka już do kupienia tutaj!
<klik>

Za możliwość przeczytania książki w Book Tour dziękuję Natali i:

7 komentarzy:

  1. Kolejna książka którą muszę przeczytać, okładka kojarzy mi się trochę z "Szeptem "
    Ciekawa recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka zaintrygowała mnie już jakiś czas temu. Po przeczytaniu kilku recenzji jestem jej coraz bardziej ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno ją przeczytam, mam na to wielką ochotę ;)
    Pozdrawiam,
    Kochamy Książki

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja uwielbiam "Maybe Someday", a "Bez słów" zdecydowanie zamierzam przeczytać. Przyznaję, że Twoje porównanie do książki Hoover bardzo mnie zachęciło. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że prędzej czy później się na nią skuszę ;)

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak okładka do mnie przemawia :) A książkę mam w planach :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajna recenzja, trzeba będzie przeczytać :)

    http://owcewgorach.pl/ moją pasją!
    Pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń